Archiwum 07 stycznia 2008


Potrafię tylko płakać
07 stycznia 2008, 21:43

Na nic więcej mnie chyba nie stać. Cały czas mi smutno. Nie ma ostatnio dnia, którego nie spędziłabym płacząc. Jestem taka załamana. Nie mam już na nic siły. Jestem taka samotna. Zagubiona. Nie ma chyba dla mnie już miejsca na tym świecie. Chociaż wiem, że są osoby, które mnie kochają i próbują okazywać to codziennie, jak np. mój chłopak, ale to chyba niemożliwe, aby mnie z tego doła wyciągnąć...
tak bardzo mi źle...
tak bardzo...
Tak bardzo potrzebuję czyjegoś wsparcia. Pomocnej ręki. Rozmowy. Zrozumienia. Chęci pomocy. Bycia przy mnie. i znowu płaczę .........
Nie potrafię już sobie poradzić ze swoim życiem. Tak je zniszczyłam. Nie jestem konsekwentna, wszystkie moje marzenia i cele już dawno zrujnowałam.
Nie ma żadnego sensu użalanie się nad sobą -- wiem, powinnam raczej wiąć się w garść i zacząć wszystko od nowa... ale jest za późno. ile można robić rzeczy na ostatnią chwilę? Być zawsze tym, komu ledwno co, udało się przebrnąć. Ile można być takim nieudacznikiem jak ja? I chociaż się staram, probuję być konsekwentna... przechodzę w końcu i tak na tą gorszą drogę, którą nie chciałabym iść.
Jak byłam młodsza, w podstawówce i gimnazjum zawsze byłam jedną z najlepszych uczennic. Inni mi zazdrościli i dziwili się jak ja tak szybko potrafię się wszytkiego nauczyć. Ja sama sobie nie wierzyłam. Nie podobało mi się to jednak. Nie chciałam być jedną z lepszych. Zawsze marzyłam, aby wreszcie przestać się tak dobrze uczyć i być razem z tymi średnimi uczniami na jedym poziomie. Ciężko mi jednak było tego dokonać, bo nauka mi z taką łatwością przychodziła i dziwilam się innym, że mają z tym taki problem.
Później w liceum, znając już swój cel, praktycznie uczyłam się malutko. Ale nie potafiłam nie być przygotowaną na lekcje, lub nie nauczyć się na sprawiadzian.
Teraz nie mam w sobie żadnego poczucia obowiązku. To najgorsze co mogło mnie spotkać. Nie ma żadnego zacięcia, żadnego celu. Tak jakbym została wyniszczona od środka. Nie wiem jak to naprawić. Kiedyś nie potrafiłam iść spać zanim nie nauczyłabym się tego, czego powinnam się nauczyć. Teraz mi już to wisi.
W głębi serca jednak zależy mi na skończeniu tych studii. Tak bardzo chciałabym ukończyć je, przejść przez te wszystkie trudności i pokonać sama siebie. Udowodnić sobie, że potrafię, nawet jeśli jest bardzo ciężko. Mój umysł jest jednak przesłonięty zasłoną braku wiary w siebie, rezygnacji i bezsilności. :(
Co zrobić? :(