Archiwum listopad 2007


Kto kocha, musi cierpieć
07 listopada 2007, 21:22
Tak bardzo Go kocham. Całym serduszkiem. Nie potrafię jednak zrozumieć swojego zachowania do końca. Tak bardzo chciałabym być idealna dla Niego. Potrafić każdego dnia zaskakiwać Go czymś nowy, uszczęśliwiać, wspierać, kochać tak mocno, jak tylko można. Czemu to nie jest takie łatwe? Czemu tak ciężko zrozumieć samego siebie? Czemu tak ciężko sprzeciwić się czemuś, co się czuje, a nie chce się czuć? Źle mi. Nie chcę taka być. Chcę dawać z siebie wszystko każdego dnia! Okazywać to, co tak naprawde kryje sie głęboko we mnie, a nie smucić się przez każdy maleńki szczególik. Nie jest to jednak takie łatwe. Może nie mam wystarczająco dużo siły w sobie, aby sprzeciwić się temu wszystkiemu, a może moje wewnetrzne 'ja' tak naprawdę nie chce się zmienić? :(

Dziś na angielskim otrzymaliśmy nasze listy z powrotem. Jest to jedyny przedmiot, który tak naprawdę spawia mi radość na tych studiach. Na którym mi zależy i czekam z niecierpliwością na niego. Boli mnie to bardzo, że teraz, kiedy całe to słownictwo jest dla mnie takie nowe, o tematyce infmatyczno - technicznej nie potrafię często nawet nic powiedzieć sensownego. Tak ciężko wejść mi w tok zajęć. I nie potrafię sprostać czemuś, na co tak niecierpliwie czekalam, po powrocie ze Stanów. Angielski to dla mnie więcej niż język, to dla mnie inny świat, świat marzeń, bez kłopotów, krzyków, problemów. Rok w Stanach zmienił mój pogląd na świat, zmienił mnie. I chociaż nie codziennie było kolorowo, czułam, że to wszystko jest za piękne, aby było prawdziwe. Dlatego mam taki sentyment do tego języka. On opisuje cudowne wspomnienia, które mam w pamięci, wizję świata idealnego.
Tutaj w Polce, na zajęciach czuję się taka malutka. Będąc zawsze w cieniu mojego chłopaka, tak mnie serce boli, jak to On, którego tak bardzo kocham niszczy mnie. Kiedy to tak za wszelką cenę chce zaimponować nauczycielce. Pokazać, że zjadł wszystkie rozumy świata i, że to On jest najmądrzejszy. Żmiaższyć wszystkich innych, nie dać im nawet szansy. W tym mi. Pewnie nikomu oprócz mnie to nie przeszkadza, przynajmniej nic nie muszą robić, męczyć się, mnie to jednak boli. Tak bardzo boli. Że chociaż praktycznie nic nie wiem, o komputerach, internecie i innych dziwnych informatycznych tematach, to tak bardzo chciałabym czasami, coś powiedzieć. Tak mi brakuje tego języka na codzień. Nie chcę z nim rywalizować, nie chcę, aby specjalnie dla mnie się poświęcał i nic nie mówił, w czasie zajęć i nie był aktywny, chcę tylko, aby zauważył też innych. To dobrze, że wszystko wie, ale te zajęcia nie są prowadzone tylko dla niego. Każdy z nas będzie musiał zdawać egzamin, jeśli on narzuca całej grupie swoje tempo, poziom, to czego my się mamy nauczyć? Słuchając jak On coś czyta zadanie, którego jeszcze wszyscy nie skończyli? Czy ta grupa musi mieć leadera? Pupilka nauczycielki? Po co się tak przylizywać? I to jest mój chłopak? Równający moje marzenia, ambicje z ziemią? Tak bardzo chciałabym się czegoś nauczyć, zrozumieć, może trochę wykazać. A On mi to uniemożliwia. Jak siedzę obok Niego, to już w ogóle czuję się taka malutka. Boję się wtedy jego, o cokolwiek spytać, bo to już nie jest mój Paweł. To nie jest chłopak, którego tak bardzo kocham. To ktoś obcy, daleki. Boję się Go. Nie chcę mu odbierać tej pasji, ambicji, rywalizacji. Aby na mnie marnował czas. Na nikogo. Jak tak spojrzy na mnie z góry, oczami takimi zimnymi, że pewnie w duszy zacznę płakać, żałując, że w ogóle się do Niego odezwałam.
Nie dzieliłam się z Nim nigdy tymi odczuciami. Bo po co? Czułam, że nie jest w stanie mnie zrozumieć, skoro sama nie potrafię pojąć tego do końca. Dziś jednak, jak otrzymaliśmy nasze listy, które pisalismy na zajęciach (piewsze oceny na nowy semestr), wiedziałam, że nie poszło mi za dobrze. Moja wina. Nie nauczyłam się. To była moja pierwsza styczność z językiem formalnym. Mimo że znałam słowa, nie potrafiłam ich sobie przypomnieć w odpowiednim momencie i użyć. Byłam na siebie taka zła. Żałowałam tak bardzo, że nie przyłożyłam się do tego bardziej. Nie chciałam patrzeć na ocenę, bo jeśli nawet i byłaby ona dobra, to wiedziałabym, że to przecież nie ocena jest najważniejsza, tylko, własne odczucia. Ja zawiodłam samą siebie.

Nie chciałam o tym, z Pawłem rozmawiać. Jednak On od razu pochwalił mi się swoją oceną, której tak naprawdę nie chciałam znać. Swoją chciałam zachować dla siebie, nie potrafił On tego jednak zaakceptować. I od tego dzisiejsza kłótnia się rozpoczęłą. Milczałam. A On podnosił głos na mnie i mówił, że chcę mieć specjalnie przed Nim sekrety. Pytał się nieustannie dlaczego nie chcę mu powiedzieć oceny. A ja po prostu nie miałam siły. Nie chciałam o tym mówić. Chciałam zapomnieć. Zapomnieć o tym, że tak bardzo sama siebie zawiodłam. On jednak nadal drążył, a mnie to coraz bardziej bolało. Nie potrafił uszanować mojej decyzji. Nie dał mi czasu na przemyślenia, aby trochę mój smutek minął, abym zapomniała. Ma racje, jestem uparta. Ale to nie dlatego, że robię mu na złość, tylko dlatego, że to co czuję jest takie złożone. To nie jest rozmowa na 10 min w samochodzie. Nie potrafię, tak o wszystkim od razu powiedzieć.

Później jednak zgodził się, aby o tym przez pewnien czas nie mówić. Reszta dnia minęła w miarę. Miał komisa, dlatego siedziałam z Nim na uczelni przez kilka godzin i towarzyszyłam w przygotowywaniu się, a później czekałam, aż skończy. Teraz jednak, po powrocie do domu smutek znowu wrócił. Przypomniałam sobie co do mnie w samochodzie powiedział, zanim jeszcze w miarę pogodziliśmy się: że od tego czasu będziemy się już osobno uczyć. I jak powiedział, że pouczy mnie programować, to przypomniałam mu tamto. Odpisał mi takie coś:

"Przykro, ze do takich wnioskow doszlas po Naszej rozmowie.
Milosc podobno nie powinna byc konsekwentna, nie powinna sluchac, powinna czuc,
Nasza stanie sie konsekwentna, zmieni sie w taka, w ktora nie wierze... :(
Szczerze mowiac bede bardzo cierpial, ale tak rozumiem to co mi powiedzialas - tak moim zdaniem wybralas.
Co człowiek przebacza w miłości, nigdy by nie wybaczyl... w nienawiści
My bedziemy po srodku. Pokazujesz mi, ze nie potrafisz wybaczac, nie sluchasz i nie myslisz sercem.
Robisz to z glowa.
Nic od Ciebie nie wymagalem, bo czulem ze sama mi chcesz to dac.
Teraz nie dość, ze nie chcesz dawac wiecej od siebie, chcesz dawac mniej niz dotychczac.
Chcesz wiecej prywatnosci, chcesz tajemnic - ja Ci je dam, ale sam je tez bede posiadal.
Ta miłość bedzie trwała, ale będzie miloscia na bardzo "kruchych" nogach.
W koncu pewnie wygaśnie...
Jesli tak wybralas, bedziesz milczec i pokazesz mi, ze za duzo od Ciebie wymagam.
Mam nadzieje, ze sie myle, moje serce czuje ze taka nie jestes,
moje serce czuje, ze glowa zle robi... ale glowa dluzej cierpiec sercu nie pozwoli.

Tak hipotetycznie moze sie stac - taki jest Twoj wybor?
JA TAK NIE CHCE, JA CHCE KOCHAC I CIESZYC SIE TA MILOSCIA
CHCE ZEBY BYLA IDEALNA, ZEBY BYLA MOCNA, SILNA I PELNA.
CZY TAKA MOZE BYC? CZY NASZA UPARTOSC MA DOPROWADZIC DO JEJ UPADKU?"

:(